Edyta w swoim żywiole! Jak sama mówi, kibice dodają jej mnóstwo energii i nogi same chcą biec.

Edzia, Ty nie dasz rady?

Najnowsza zdobycz Edyty: puchar za I miejsce w biegowym Grand Prix Kilometrów Dobra.


Czy wiesz…

dlaczego dystans maratonu wynosi dokładnie 42,195 km?


Historia sięga czasów starożytnych, kiedy to w 490 r.p.n.e. po wygranej bitwie Ateńczyków z Persami pod Maratonem posłaniec biegł obwieścić dobrą nowinę. Tym sposobem pokonał trasę z Maratonu do Aten, która liczyła ok. 37 km. Odległość zaokrąglono do 40 km, a dyscyplinę sportową – bieg maratoński – na stałe wprowadzono do programu igrzysk olimpijskich. Dystans taki obowiązywał do 1908 roku, kiedy to po wybuchu Wezuwiusza igrzyska zorganizowano w Londynie zamiast w Rzymie. Księżniczka Walii chciała obejrzeć bieg maratoński ze swojego okna w zamku w Windsorze, a reszta rodziny królewskiej również miała kaprys i chciała zobaczyć finisz biegu. Aby dogodzić dynastii metę wyznaczono dokładnie przed ich lożą na White City Olimpiastadion. „Dystans londyński“ wynosił 26 mil 385 jardów, czyli w przeliczeniu na kilometry 42,195 km.

Kiedy po przekroczeniu mety krakowskiego maratonu usłyszała utwór „We are the champions” popłakała się ze szczęścia. Bieg kosztował ją sporo wysiłku i bywały ciężkie momenty, ale mimo tego nie poddała się. – Atmosfera przez całą drogę była cudowna. Kibice fundowali mi taką dawkę adrenaliny, że nogi same chciały biec. Doping nakręcał mnie do tego stopnia, że mój mąż Grześ, który biegł razem ze mną, musiał studzić mój zapał, żebym nie wypaliła się w połowie dystansu. Do pokonania mieliśmy w końcu ponad 42 km – opowiada Edyta. – W połowie drogi moje nogi zaczęły dawać o sobie znać, ale było w nich jeszcze dość siły, by reagować przyspieszeniem na głośne okrzyki kibiców. Gorzej było po 32-im kilometrze. Odczuwaliśmy palący ból w nogach, a ja na dodatek miałam skurcze w prawej nodze. Mimo tego wyznaczaliśmy sobie kolejne punkty na trasie, do których musieliśmy dotrzeć, a bieg co jakiś czas przeplataliśmy marszem. Ostatni odcinek – około 300 – był najtrudniejszy. Nogi odmawiały posłuszeństwa, a trzeba było pędzić, bo nie wypada przecież spacerować tuż przed metą J Ale kiedy ją już przekroczyliśmy, poczułam ogromne szczęście – wspomina.

Edyta z mężem Grzegorzem tuż po przebiegnięciu trasy Cracovia Maraton. Mimo zmęczenia, humor wyraźnie im dopisywał.

Edyta z mężem Grzegorzem tuż po przebiegnięciu trasy Cracovia Maraton. Mimo zmęczenia, humor wyraźnie im dopisywał.


 

Radość Edyty była tym większa, że na początku roku jej bieganie stało pod znakiem zapytania. – Mój stan zdrowia pogorszył się i nie było wiadomo, czy wystartuję w zawodach. Zaczęłam biegać dopiero w marcu, więc tych pokonanych kilometrów było niewiele. Zadeklarowałam się, że dystans 42 km pokonam w przedziale czasowym 5h 30 min – 6h, a w rzeczywistości osiągnęłam czas 4h 36 min i tym samym pobiłam swój rekord!

Edytę zaraził bieganiem jej mąż, który regularnie trenuje od 4 lat. – To była spontaniczna sytuacja. Byliśmy akurat na kolacji i świętowaliśmy rocznicę ślubu. Przyjemna atmosfera, wino, żywe rozmowy i… w którymś momencie weszliśmy na temat sportu. Mąż zaproponował wspólny trening, a ja bez namysłu zgodziłam się. Kolejnego dnia rano oczywiście żałowałam swojej deklaracji, ale skoro powiedziałam a, to trzeba było powiedzieć też b… i tym sposobem biegam co najmniej 3 razy w tyg. od 2,5 roku.


 

Zdarza się też, że biegają całą rodziną, zwłaszcza gdy chodzi o szczytny cel. Tu Edyta i Grzegorz z córkami biegli charytatywnie dla chorej Pauliny.

Najmłodszy potomek Jezusków idzie – lub raczej biegnie – w ślady rodziców. Od małego zgarnia medale!

 


Teraz to Edyta wyszukuje imprezy sportowe, robi zapisy, a męża informuje tylko o terminach kolejnych zawodów 🙂  – Grzegorz jest dla mnie nie tylko przewodnikiem, ale i olbrzymim wsparciem. Mimo że jest szybszy ode mnie, nigdy nie biegnie dla własnego wyniku, ale jest przy mnie. Trzymając się za ręce, zawsze razem przekraczamy metę. To już stało się naszym znakiem rozpoznawczym. Niektórzy właśnie po tym geście nas poznają – że Jezuski biegną – śmieje się Edyta. – Zawody są dla mnie jak narkotyk. Uwielbiam je za atmosferę, sportowe emocje, nawiązywanie nowych znajomości. To wspaniałe uczucie, kiedy pokonuje się dystans i otrzymuje medal na szyję czy puchar do ręki, ale przede wszystkim, kiedy człowiek udowadnia sam sobie, że dokonał tego, co wydawało mu się niemożliwe – opowiada.

A samo bieganie na co dzień? Polepsza jej samopoczucie, rozładowuje stres i pomaga zachować formę na kolejne sportowe zmagania. Najbliższy maraton czeka ją i Grzegorza we wrześniu w Warszawie. Wtedy to znów Jezuski pobiegną i i w ten charakterystyczny dla nich sposób, trzymając się za ręce, wspólnie przekroczą metę.

Z mężem zawsze przebiegają metę, trzymając się za ręce. To stało się już ich znakiem rozpoznawczym.

Z mężem zawsze przebiegają metę, trzymając się za ręce. To stało się już ich znakiem rozpoznawczym.

Dostinex Online
Buy Yaz
Buy Clomid Online
Buy Astelin without Prescription