Tam jest fajnie,
gdzie są fajni ludzie

Motoryzacją interesował się od zawsze, jak to chłopaki – sport, samochody. Nie miał jednak kierunkowego wykształcenia, uczył się w szkole mechanicznej. Pierwszą pracę zaczął w zakładzie, który znajdował się przy szkole w Świętochłowicach. Produkowali tam silniki okrętowe. Zakład trochę podupadał, trzeba było czegoś szukać. Znalazł ogłoszenie o rekrutacji do fabryki Opla w Gliwicach. Zaaplikował. – Czemu nie spróbować? – pomyślał. – Fajna praca.
Udało mu się przejść przez sito selekcji. Testów i rozmów było dużo, trwały kilka miesięcy.

Warto było wykazać się cierpliwością – na początku czerwca

1998 roku Piotrek dołączył do gliwickiego zespołu.

Korzenie w karoserii

Od dwudziestu lat pracuje na wydziale karoserii. Można powiedzieć, że zapuścił tu korzenie. – Zaczynałem w grupie nazywanej Side Panel na Astrze I. To była fajna grupa. Na hali nie było tłumów, wszyscy się znali. Był taki jeden wielki kolektyw – wspomina Piotr. Wraca pamięcią do końcówki lat 90., kiedy z Gliwic nie wyjeżdżało wiele aut, kiedy trzeba było wszystko po kolei układać. – Cieszę się, że od samego początku brałem udział w tym procesie budowania fabryki.


Piotr dba o optymalizację procesów zgrzewalniczych i obsługę stacji zrobotyzowanych na wydziale karoserii.

W marcu następnego roku dostał awans na brygadzistę – lidera zespołu, i do dziś spełnia się w tej roli. W trakcie dwóch minionych dekad pracował też na głównej linii produkcyjnej, obecnie całkowicie zrobotyzowanej, dawniej – częściowo manualnej. Spędził tam ponad połowę czasu z tych dwudziestu lat w Oplu. – W międzyczasie, na Zafirze, byłem liderem zespołu na odcinku podwozi. Też tam było fajnie. Zresztą, wszędzie jest fajnie, gdzie są fajni ludzie – stwierdza Piotrek.

Jak jest atmosfera, to nie ma tarć

Dzisiaj Dudziak jest częścią Welt Teamu. Do zadań jego zespołu należy optymalizacja procesów zgrzewalniczych i obsługa stacji zrobotyzowanych na wydziale karoserii. Uruchomienie produkcji uważa za najważniejsze wydarzenie w historii gliwickiej fabryki. – To pierwsze auto – Astra I, które zjechało z linii i spełniło wymogi jakościowe – wspomina refleksyjnie Piotr. – Fajnie, bo człowiek miał w tym swój udział. Było wiadomo, że zrobiliśmy to sami – dodaje z dumą w głosie.

Dumę potęgowali klienci, którzy kupili Astrę I, którym właśnie ten model się podobał. – Świętowaliśmy w firmie ten pierwszy samochód. Opel zorganizował spotkanie, w którym udział brał prezydent – opowiada Piotrek. Potem przyszedł czas na kolejne modele – Astrę II, Agilę, Zafirę. – Do każdego modelu przykładaliśmy się bardzo mocno. Dzięki temu szybko zaczęto podkreślać gliwicką jakość – tłumaczy Dudziak.



Jakość w kolejnych latach się zyskiwała na sile, a fabryka się zmieniała. – Pracowałem przez dziesięć lat na linii głównej i na własnej skórze doświadczałem tych zmian. Teraz linia jest całkowicie zrobotyzowana, wcześniej trzeba było ją częściowo obsługiwać ręcznie. Ale i dawniej, i dziś jest fajnie, bo jest fajna atmosfera. Nie ma tarć, dobrze się pracuje. Bywa ciężko, ale w zgranej ekipie czas inaczej płynie, można przetrwać wszystko – stwierdza stanowczo Piotrek.

Pracę w Oplu ceni sobie właśnie za to, że wszyscy tu są na stopie koleżeńskiej. Żadne pan/pani. Co bardzo pomaga w przełamywaniu pierwszych lodów. – Jak do pracy przychodzili nowi ludzie, to mocno się dziwili.

Myśleli, że przecież przełożony jest po to, żeby wymagać i wcale nie trzeba go lubić, tylko uczciwie wykonywać swoją pracę – tłumaczy Piotrek. Dodaje, że w Gliwicach ludzie są otwarci, pomocni, można z nimi w każdej chwili porozmawiać. Jeden za drugim skoczyłby w ogień.

Wypalenie zawodowe? Na pewno nie w Oplu

Kiedyś ktoś powiedział mu, że pięć lat w jednej firmie, to czas, w którym można się wypalić zawodowo. – Ja tak nie uważam. Tutaj jest ciągle tyle ciekawych rzeczy do robienia – przekonuje Piotr. Nudy nie ma zwłaszcza teraz, w Welt Teamie, kiedy ma całą halę do dyspozycji – co to znaczy, że ma całą halę do dyspozycji? . Wszystko jest pod jego kontrolą, nie ma monotonii, codziennie robi coś innego. Telefon dzwoni bez przerwy, co chwilę ktoś woła. Tu jest jakiś problem, tam coś się stało. – Człowiek myśli, czy nie można było pójść gdzieś dalej, skończyć dodatkowe szkoły – zastanawia się Dudziak. Nie zamykam sobie drogi. Jeżeli w fabryce będą warunki do dalszego rozwoju, na pewno je wykorzystam.

Pracowałem przez dziesięć lat na linii głównej i na własnej skórze doświadczałem zmian. Teraz linia jest całkowicie zrobotyzowana, wcześniej trzeba było ją częściowo obsługiwać ręcznie. Ale i dawniej, i dziś jest fajnie, bo jest fajna atmosfera. Nie ma tarć, dobrze się pracuje.


Tak, jak dotychczasowe. Przyszedł do fabryki w Gliwicach jako młody chłopak, udało mu się od tamtego czasu awansować. Firma zaoferowała mu niezbędne do pracy szkolenia – na wózki widłowe, do obsługi wszystkiego, co jest związane z produkcją. Obecnie korzysta z zagranicznych szkoleń. – Byliśmy w Boschu, w oddziale, który produkuje sterowniki. Ich twórcy pokazywali nam, jak to wszystko działa – wylicza Piotr. – Wyjechałem też na pół roku do fabryki w Kaiserslautern. Oprócz tego, że dużo się tam nauczyłem, można było przy okazji sporo pozwiedzać – dodaje.

Lubi spędzać aktywnie czas. W firmie jestem członkiem zespołu Opel Active Team.

Co prawda ostatnio przytrafiła mu się kontuzja, więc – jak sam przyznaje – trochę się zapuścił, ale zawsze sporo biegał. Ma na swoim koncie zaliczony maraton. – Kiedyś wszedłem na wagę, zobaczyłem 105 kilogramów i pomyślałem, że coś trzeba z tym zrobić. W ciągu w dwóch lat spadłem do 80 kilo. Udało mi się przygotować do maratonu – wspomina Piotrek. Trenował z grupą, w której nawzajem się motywowali. – Sieci społecznościowe są po to, żeby tworzyć takie ekipy. Zespoły, dzięki którym człowiek nie może usiedzieć w domu – przekonuje Dudziak. Choć, jak dodaje, czas spędzany wspólnie z rodzina też pozwala mu na relaks.


Kiedy zgrzejna jest dobra?

Piotr pracuje w zespole Welt Teamu. Dbają o wszystko, co wiąże się ze zrobieniem zgrzeiny przez robota. –Mówić krótko, nasze działania koncentrują się wokół tego, żeby zgrzeina była zrobiona prawidłowo – podsumowuje. W praktyce specjalny program monitoruje całą halę. Są w nim widoczne wszystkie zgrzeiny wykonywane na stacjach zrobotyzowanych,. – Jak robot robi zgrzeinę, nie powinien wyrzucać iskier.
Wiąże się to z kosztami, bo musi wygenerować wtedy więcej prądu, żeby dociągnąć tę zgrzeinę – wyjaśnia Piotr. Dbałość o koszty zawsze idzie w parze z dbałością o jakość. – Jak idzie wyiskrzanie, to ktoś po drodze może tymi iskrami dostać w głowę, ucho, oko. Jest możliwość urazu. A chodzi przecież o to, że auto ma jechać cichutko, ładnie, grzecznie, tak, żeby nikomu nic się nie stało. I właśnie o to dbam w swojej codziennej pracy – opowiada Piotr.

Ovral G Online
Buy Estrace
Buy Duphaston Online
Buy Atrovent without Prescription